Miłego czytania! :)
CATh
Alexia
Wstałyśmy dzisiaj wcześniej, gdyż miałyśmy obejść całe
centrum w poszukiwaniu rzeczy na wyjazd. Znając nas spędzimy tam cały dzień. W
takim razie trzeba zjeść porządne śniadanie.
Postanowiłam zrobić nam parę kanapek i płatki. Przy
zaparzaniu herbaty usłyszałam skrzypiącą podłogę, a gdy się odwróciłam
zauważyłam głowę Lee wystająca zza framugi.
-No co się tak czaisz? chodź na śniadanie
-Już idę- po podejściu do stół zaśmiała się i powiedziała- a
co dziś taki wybór? przewidujesz przemarsz armii?
-Hahaha bardzo śmieszne...po prostu zdaje mi się że długo
nas nie będzie więc trzeba zjeść porządnie.
-Tak jasne...- i znów w śmiech... no ja jej nie ogarniam
Po zjedzeniu, poszłyśmy się ubrać, umyć i te inne babskie
duperele...No więc po tym wszystkim stawiłyśmy się gotowe w korytarzu,
uśmiechnięte, w bardzo dobrych humorach i gotowe na zakupy.
-Czyli w drogę?- zapytałam wskazując na drzwi.
-Jasne! czuje że to będzie super dzień
-Ja też! to była świetny pomysł- w doskonałych humorach
wyszłyśmy z domu, zamykając za sobą.
50 sklepów, 10 ton ciuchów, ileś
kilometrów i 2 kontuzje później...
-To był najgorszy pomysł na świecie- powiedziałam zamykając
drzwi do mieszkania.
-Dokładnie! nigdy więcej- przyznała Lee i w jednym momencie
obie padłyśmy na tyłki na podłogę
-Nie czuje nóg- zrzędziłam
-Moje ręce zaraz odpadną- dorzuciła Lee
-Już nigdy nie poczuje pleców- jęczałam
-Moja szyja to tylko na odstrzał
Na przemian jęcząc i użalając się nad sobą jakoś dotarłyśmy
do pokoi i rzuciłyśmy się na łóżka, od razu zasypiając.
Następnego dnia
Obudziłam się wcześnie rano przez ból pleców i oczywiście
nie mogłam już zasnąć! Nie pozostało mi nic innego jak tylko ogarnąć się i iść
zjeść śniadanie.
Mieliśmy wyjeżdżać dziś w południe, więc nie musiałam na
razie budzić Lee. Niech się wyśpi.
Ja po zjedzonym śniadaniu, stwierdziłam, że przyda mi się
spacer na rozciągnięcie mięśni, wiec ubrałam się i wyszłam zamykając za sobą
drzwi na klucz. Postanowiłam wstąpić jeszcze do chłopaków, powiedzieć im że
wychodzę, żeby przekazali to Leah. Podałam im przybliżony czas powrotu, oni
przypomnieli mi jeszcze godzinę wyjazdu, a po tym udałam się do parku.
Po dotarciu tam jak zwykle zajęłam ławkę pod drzewem, nie
była za bardzo widoczna co czyniło ją idealną do wypoczynku gdyż było małe
prawdopodobieństwo, że ktoś mnie zauważy i mi przeszkodzi.
Tak więc wyjęłam słuchawki i włączyłam jakąś piosenkę, nie
za bardzo się na niej skupiałam, miałam parę rzeczy do przemyślenia.
Siedziałam tak już dłuższy czas, gdy poczułam czyjąś rękę na
ramieniu. Nawet nie wiecie jak się przestraszyłam. Szybko odwróciłam się do
osoby która mi przeszkodziła. A okazał się nią nie kto inny niż Niall! Ja to
mam szczęście! Przecież ta ławka jest tak dobrze ukryta!
Nie pozostało mi nic innego jak tylko zdjąć słuchawki i
dowiedzieć się o co chodzi.
-Jak mnie tu znalazłeś?
-Wiesz szczerze mówiąc nie spodziewałem się tu
ciebie...przychodzę tu dość często...wiesz pomyśleć, oderwać się i takie
tam...- był dość zakłopotany to chyba przez ten ostatni incydent...
-Skoro tak to nie będę ci przeszkadzać- po tym zaczęłam się
podnosić, ale zatrzymał mnie jego głos.
-Nie, zostań, nie będziesz przeszkadzać, naprawdę...
-Jesteś pewny?
-Na sto procent- uśmiechnął się i usiadł koło mnie.
-To... co cię gryzie?- nie spodziewałam się że o to zapyta,
myślałam że będzie po prostu siedział...a w ogóle to skąd on wiedział?
-Nie rozumiem...
-Skoro tu jesteś to na pewno cię coś gryzie, to miejsce jest
dobre do odizolowania się i przemyślenia pewnych rzeczy, ale jeśli nie chcesz
to nie mów- przy tym uśmiechnął się- pomyślałem tylko, że mógłbym pomóc...-
przebijała przez niego szczerość, a najważniejsze że nie był nachalny...chciał
pomóc.
-Męczy mnie pewna sprawa...nie mam pojęcia co mam robić...
-Chodzi o Zayna prawda?- przebijało przez niego zrozumienie,
byłam mu za to wdzięczna.
-Tak. Nie mam pojęcia co mam robić...ale ty przecież jesteś
po jego stronie, zgadłam?
-To nie tak, ja nie jestem po niczyjej stronie, oboje macie
swoje racje, choć przyznam, że Zayn zachował się beznadziejnie...ale ważne, że
chce to naprawić, prawda?
-Niall prawda jest taka, że ja mu dawno wybaczyłam...ja po
prostu boje się mu zaufać...to dla tego jestem taka wredna, chce go
odepchnąć...
-Ale wiesz, że on nie ma zamiaru się poddać?- spojrzał na
mnie tym przenikliwym wzrokiem, a ja nie wiedziałam co powiedzieć...-wiem że to
trudne zaufać od nowa, ale nie chce żebyś potem żałowała, to gorsze od bólu,
uwierz...- przy tym zapatrzył się gdzieś ponad moją głowa, a jego wzrok stał
się mętny, jakby wróciły do niego jakieś przykre wspomnienia...
-Nie długo i tak się wszystko wyjaśni- tym zdaniem
sprowadziła go na ziemie. Spojrzał na mnie z nie zrozumieniem wypisanym na
twarzy.
-Co masz na myśli...?
-Wyjeżdżam...- oczywiście musiał wpaść mi w zdanie.
-Co?! Jak to?!
-Chwila, spokojnie nie dałeś mi skończyć
-Przepraszam
-Nic się nie stało. A więc wyjeżdżam na wakacje i mam
zamiar tam wszystko przemyśleć, po powrocie będę już znała odpowiedz...
-Mogę tylko życzyć ci szczęścia...
-Dziękuje...ale dość już o mnie może teraz ty mi powiesz co
się stało...- przez chwilę nie wiedział o co mi chodzi, ale potem zrozumienie
pojawiło się na jego twarzy.
-To nic specjalnego, byłem po prostu zmęczony, wiesz
chłopaki czasami maja za dużo energii- nie byłam pewna czy mówi prawdę, ale
postanowiłam nie drążyć tematu.
Porozmawialiśmy jeszcze chwile, ale oboje musieliśmy się
zaraz zbierać. Po pożegnaniu się, Niall zaczął się oddalać, był już kawałek
ode mnie gdy odwrócił się i powiedział:
-Lepiej spróbować i ewentualnie pocierpieć niż nie spróbować
i żałować- po czym odwrócił się i zniknął za drzewami.
Coś się stało, a on nic nie mówił. Niech tylko poczeka jak
wrócę! Bardzo mi pomógł chciałabym to samo zrobić dla niego...
Posiedziałam jeszcze chwilkę i zebrałam się. Po wejściu do
domu zauważyłam Lee krzątającą się po kuchni. Czyżby dopiero wstała?
-Hej Lee!
-O matko! Nie strasz mnie tak!- taaa...zapomniałam
wspomnieć, że stała do mnie tyłem...
-Przepraszam nie chciałam
-No dobra wybaczam...a teraz powiedz gdzie byłaś- teraz to
się ożywiła...
-E tam, nic takiego, spacer na rozprostowanie kości po
wczorajszych zakupach...- no i chyba jej nie przekonałam...
-I jesteś pewna, że tylko tyle...
-No taki był główny cel...
-Nie rozumiem
-No spotkałam Niall po drodze, trochę pogadaliśmy, był jakiś
taki inny...
-To znaczy?
-Za spokojny, cichy...
-Na pewno przesadzasz, może miał gorszy dzień
-Może...- nie chciałam już nic mówić, ale byłam prawie
pewna, że to nie tylko zły dzień.
-A właśnie, spakowana?- przerwała moje przemyślenia, ale ja
nadal bujałam gdzieś w obłokach. Spojrzała na mnie wyczekująco gdy długo nie uzyskiwała
odpowiedzi, nie wiem co mi się stało, ale w ogóle nie mogłam się skupić.
-Wszystko w porządku? Dziwnie się zachowujesz
-Tak, jasne, w porządku, po prostu się zamyśliłam.
-To wróć na ziemie, za chwilę wyjeżdżamy, trzeba znieść walizki
i zrobić ci coś do jedzenia na drogę.
-Czy ty coś insynuujesz?
-Nieee...- spojrzała na mnie wzrokiem niewiniątka- po prostu
jestem pewna, że w drodze zgłodniejesz.
-A idź ty! Idę znieść walizki- po tym wyszłam z kuchni i
udałam się do naszych pokoi, zabrać wspomniane wyżej przedmioty. Swoją drogą
lekkie to one nie były. Ale jakoś udało mi się je dowlec na dół. Chłopcy stali
już przy samochodzie i pakowali rzeczy. Nasze walizki były ostatnie.
-Hej chłopaki! Jak tam wam idzie? Pomóc?
-Hej Lex! Jakoś idzie i spokojnie radzimy sobie- po czym
uśmiechnęli się i wzięli nasze walizki.
-O matko jak ty to zniosłaś?! To waży chyba z tonę! Co tam
jest?- myślałam, że je upuszczą! A to dobre!
-Wiesz kiedyś chodziłam z Zaynem na treningi, to była
świetna zabawa i miło spędzony czas- na wspomnienie o tym okresie, uśmiech sam
wkradał mi się na usta.
-Co wyście ćwiczyli?! Podnoszenie ciężarów?!- żebyście
widzieli ich miny, to była mieszanka zdziwienia i niedowierzania, a ja nie
mogłam się oprzeć i wybuchłam śmiechem.
-Nie, nie podnoszenie ciężarów- mówiłam przez śmiech- to
było coś bardziej subtelnego
-Czyli...
-Kiedyś się dowiecie- i zostawiłam ich z tymi wszystkimi
pytaniami.
Po zapakowaniu wszystkiego i wszystkich, ruszyliśmy w dość
długą drogę.
3 godziny później
Po iluś sprzeczkach, stratach na psychice i 10 zdrętwieniach
udało nam się dojechać na miejsce. Było tu prześlicznie. Takie miejsce było mi teraz potrzebne, a
szczególnie cisza tu panująca, musiałam uporać się z paroma rzeczami bo męczę
nie tylko siebie.
Po wyjściu z samochodu i rozprostowaniu kości, udaliśmy się
na recepcję odebrać kluczyki do domków. Na szczęście szybko się uwinęliśmy i
mogliśmy iść odpocząć po podróży. Postanowiliśmy spotkać się za 2-3 godziny i
iść się rozejrzeć. Po ustaleniu czasu zbiórki rozeszliśmy się. My z Laeh
dostałyśmy domek z numerem 5. Nie będzie to dziwne jak powiem wam, że od razu
po wejściu obie padłyśmy na swoje łóżka? Nie? To dobrze. Po prostu byłyśmy
bardzo zmęczone. Po godzinie drzemki wstałyśmy i rozpakowałyśmy się. Miałyśmy jeszcze
trochę czasu do wyjścia więc postanowiłyśmy rozejrzeć się po domku. Był na
prawdę śliczny, taki przytulny.
Gdy nadszedł czas na przyszykowanie się każda udała się po
rzeczy i do łazienki (na szczęście były dwie, jedna na dole, druga na górze).
Ubranie Lexi
Nie zajęło nam to dużo czasu więc stawiłyśmy się przed czasem, ale nie
czekałyśmy za długo, reszta zjawiła się po chwili. Wszyscy jednogłośnie
zdecydowali, że idziemy do klubu potańczyć, zapytaliśmy się w recepcji gdzie
możemy znaleźć jakieś dobre miejsce do zabawy. Zostaliśmy skierowani na plażę,
podobno znajdował się tam najlepszy klub. Po dotarciu na miejsce byliśmy bardzo
pozytywnie zaskoczeni. Klub prezentował się świetnie. Bardzo szybko
wmieszaliśmy się w tłum. Tańczyłam chyba z wszystkimi z naszej paczki i nie
tylko. Atmosfera była świetna i do tego poznaliśmy parę fajnych osób.
Umówiliśmy się z nimi na jutro. Mieliśmy rozegrać mecz siatkówki na plaży.
Oczywiście do domków wróciliśmy zmęczeni, ale też
zadowoleni. Jutrzejszy dzień zapowiadał się tak samo dobrze jak dzisiejszy.
----------
Następnego dnia nie mogłam za długo spać, pewnie przez tą
zmianę miejsca. A skro tak to zdecydowałam, że przejdę się trochę po ośrodku.
Wrzuciłam na siebie luźne ciuchy i wyszłam po cichu żeby nie obudzić Lee.
Przechadzałam się już chwilę gdy nagle coś przykuło mój
wzrok, a mianowicie wierzba płacząca i ławka która pod nią stała. Wyglądało to
magicznie. Miejsce idealne. Od razu skręciłam i poszłam w tamtą stronę.
Stwierdziłam, że mam jeszcze sporo czasu więc założyłam
słuchawki, usiadłam i pozwoliłam sobie rozważyć pewne sprawy. Po głowie krążyły
mi setki pytań: Czy ja rzeczywiście chce się z nim kłócić?, czy ta kłótnia ma
sens?, może jestem zbyt przewrażliwiona i uparta? i najważniejsze: czy mi go
brakuje? Te i mnóstwo innych pytań krążyło mi po głowie. Na część znałam
odpowiedz, na inne szukałam. Było trudno, ale musiałam w końcu się zdecydować.
Siedziałam tak sporo czasu, po czym nagle zrozumiałam, że
znam już wszystkie odpowiedzi, że już od dawna je znałam. To przyszło tak nagle, że nie mogłam powstrzymać uśmiechu wkradającego się na moją twarz. W końcu
mogłam poczuć się wolna, bez tego wielkiego ciężaru na plecach. Oczywiście to
nie było tak, że nagle stwierdziłam, że świat jest piękny, wszyscy są cudowni,
a ja do nikogo nie mam żalu, nie to nie
tak. Ja po prostu coś zrozumiałam i to była taka ulga, że nie możecie sobie
tego wyobrazić. W końcu mogłam powiedzieć: wiem czego chce! Potrzebowałam
jeszcze tylko jednej rzeczy: zapewnienia, że robię dobrze, że nie popełniam
błędu. Nareszcie wszystko miało szansę pójść w dobrym kierunku.
Tak więc w wyśmienitym humorze udałam się do naszego domku
coś zjeść.
Po wejściu do domku zastałam nakryty stół i ludzi dookoła
niego. Cała gromada się zebrała. Gdy weszłam wszyscy zwrócili swoje oczy na
mnie w niemym zapytaniu, a ja najzwyklej w świecie zapytałam:
-Co na śniadanie?- a jakby na umówiony sygnał wszyscy
zakryli rękami oczy.
-Ty tak serio? My się tu martwimy, gdzie ty jesteś, a ty
wchodzisz i pytasz co na śniadanie?!- zapytał Chris.
-Nom- przytaknęłam zadowolona z siebie i usiadłam przy
stole, nakładając sobie po chwili jedzenie.
-Mówiłam im, że nic ci nie jest i że niedługo wrócisz, ale
oni swoje- wtrąciła Lee.
-No i czemu jej nie posłuchaliście?
-No bo długo cie nie było i...
-Dobra, dobra już, wszyscy żyją, nic się nie dzieje-
uśmiechnęłam się i kontynuowałam jedzenie, przez co otrzymałam zdziwione
spojrzenie, a zaraz po tym pytanie
-A co ty dziś w takim dobrym humorze? Nie to żebym miała coś
przeciwko, ale dawno cię takiej nie widziałam...- nie lubię jak zbyt dużo ludzi
się na mnie gapi, a w tej chwili tak się działo.
-Po prostu coś do mnie dotarło...
-To nic tyko gratulować- uśmiechnęła się i obie wróciłyśmy
do posiłku zostawiając innych zdezorientowanych.
Po śniadaniu udaliśmy się na plażę, spotkać się z nowymi
znajomymi. Mecz był zacięty, a zakończył się remisem, co zadowoliło wszystkich.
Postanowiliśmy wyjść dziś wszyscy na miasto i lepiej się poznać.
Tymczasem w Londynie
Zayn
Postanowiłem odwiedzić
Lex i Lee. Może uda nam się spędzić trochę czasu razem. Mam nadzieję.
Gdy byłem na miejscu zapukałem i
czekałem aż ktoś mi otworzy, ale nie zapowiadało się. Pewnie gdzieś wyszły
dlatego zdecydowałem, że wrócę wieczorem.
No więc gdy nastał wieczór znów pukałem do ich drzwi, ale
sytuacja z południa powtórzyła się: nikogo nie było. Zaczynałem już trochę
panikować, ale postanowiłem nie robić szumu, tylko wrócić jutro rano. Jeśli
jutro ich nie zastanę: wtedy zrobię szum.
Tak jak postanowiłem udałem się powolnym krokiem do domu,
zahaczając po drodze o park. Usiałem na
ławce i spojrzałem na gwiazdy. Było w nich coś magicznego, uwielbialiśmy razem
z Alexią na nie patrzeć. Tak mi jej brakuje, jak mogłem być taki głupi? Nie
wiem czy to coś da, ale gdy tylko ja zobaczę od razu przeproszę za wszystko.
Dziwne, że tak na prawdę nigdy nie powiedziałem przepraszam. Ale to się zmieni,
już niedługo.
Gdy podniosłem się z ławki musiałem przyśpieszyć trochę
kroku, nie było mnie już za długo. Idę o zakład, że mi się dostanie.
Gdy przekroczyłem próg domu, usłyszałem hałas i po chwili
mogłem już zauważyć chłopców. Nie mieli za wesołych min. Chciałem im wyjaśnić,
ale nie było mi dane bo Lou wszedł mi w zdanie.
-Gdzieś ty się podziewał? Nie było cie cały dzień! Telefonu
tez nie odbierasz! Nie masz pojęcia jak się martwiliśmy, spróbuj jeszcze raz
odwalić taki numer a nie będę taki miły- a nie mówiłem? obskok...
-Przepraszam, ale mi się wyładował, a byłem u dziewczyn, ale
ich nie było to zdecydowałem, że wrócę wieczorem, ale ich i tak nie było, a
potem zasiedziałem się w parku i noo...martwię się! nie wiem gdzie jest
Alexia!- mój monolog przerwał Niall i jednocześnie wbił mnie w podłogę
-Wyjechały
-Co ale jak to? gdzie? co się stało? skąd wiesz?
-Tak to, nad morze, nic się nie stało, powiedziała mi Ali
-O matko, już się martwiłem, że na dłużej...czekaj,
chwilę...jaka Ali?
-No w sensie, że Alexia- i tutaj zdębiałem bo Niall
zaczerwienił się od góry do dołu i spuścił wzrok.
-Ahaa...nie, nadal nie nadążam możesz od początku?
-Jasne- zadowolony ze zmiany tematu zaczął opowiadać, ale
nie ciesz się tak Horan, później wszystko z ciebie wyciągnę- spotkałem ją w
parku i rozmawialiśmy chwilę i jakoś zeszło na to, że wyjeżdżają nad morze, stąd
wiem.
-Dobra teraz rozumiem, a teraz chłopaki mógłbym iść już do
siebie, miałem ciężki dzień.
-Dobra, ale żadnych więcej takich numerów- zagroził Lou.
-Obiecuje
-No i o to mi chodziło. Dobranoc.- i zaczęli rozchodzić się
do swoich pokoi.
-Dobranoc, a właśnie Niall
mógłbyś pójść ze mną, chciałem z tobą pogadać chwilkę- po jego minie
mogłem wywnioskować, że wie o czym będzie ta rozmowa.
-Tak jasne, już idę.
Po tym skierowaliśmy się do mojego pokoju i rozsiedliśmy się
na moim łóżku.
Niall
Byłem nieźle zdenerwowany, nie mogłem się na niczym skupić.
Bałem się tej rozmowy, ale i tak w końcu by do niej doszło.
Po tym jak usiedliśmy, Zayn spojrzał na mnie oczekująco, ale
ja nie miałem zamiaru rozpoczynać tej rozmowy.
-No dobra widzę, że muszę zapytać wprost: czy ty coś czujesz
do mojej siostry?- spojrzał na mnie ze skonsternowanym wyrazem twarzy, a ja czułem jak na moje policzki
wypływa róż, przeklęta cecha!
-Ja, ten, no- no tak, jeszcze brakowało tylko jąkania!
Po moim popisie Zayn spojrzał na mnie nagle tak łagodnym
wzrokiem, że postanowiłem zebrać się w sobie i dać mu jakąś racjonalną odpowiedz.
-Zayn ja...ja nie wiem- przy tym wypuściłem ze świstem
powietrze- dobrze się przy niej czuje i lubię z nią spędzać czas
i...zaciekawiła mnie...- czyżbym zauważył na twarzy Zayna zrozumienie? nie ma
mi za złe?
-Chyba wiem o co ci chodzi, jeśli już pozwoli ci się poznać, trudno zostawić ją w spokoju...z tego co widzę tobie pozwoliła...- uśmiechnął
się kończąc zdanie i poklepał po ramieniu dodając otuchy.
-Czyli...ty nie masz nic przeciwko?- teraz to naprawdę byłem
zdziwiony on zawszę tak ją bronił, myślałem, że będzie zły.
-Jasne, że nie, ufam ci, kto jak kto, ale ty raczej byś jej
nie skrzywdził.- nie macie pojęcia jak mi ulżyło.
-Myślałem, że będziesz chciał ją chronić...no wiesz zawód
miłosny i te sprawy...
-Powiem ci jedną rzecz w sekrecie, w sprawach sercowych moja
siostra jest swoją najlepszą ochroną, ma zadziwiającą zdolność wybierania
akurat tych właściwych ludzi, jeśli komuś już zaufa to znaczy, że wie co robi i
jest to dobry wybór, a ty jak widzę jesteś na dobrej drodze do jej zaufania. Mogę tylko ci
pogratulować i życzyć żebyś tego nie spaprał- po tym jakby nigdy nic uśmiechnął
się, wstał i wyszedł.
To był dziwny dzień.
Parę dni później
Alexia
Niestety nasz wyjazd zbliżał się ku końcowi. Byliśmy tu już
prawie dwa tygodnie. Czekały na nas ostatnie dwa dni tutaj i chcieliśmy je
wykorzystać jak najlepiej. Na szczęście pogoda nam sprzyjała. Dzisiaj mieliśmy
zrobić sobie piknik. Wszystko było już gotowe i zbieraliśmy się do wyjścia.
Czekał nas kawałek drogi. Przed dzień znaleźliśmy wspaniałą polanę i właśnie tam teraz szliśmy.
Przez czas wyjazdu
Lee i Jake bardzo się do siebie zbliżyli, tylko czekam aż coś z tego wyjdzie.
Jake jest strasznie nie śmiały. Apropo nich to właśnie idą na początku naszej
grupki i flirtują ze sobą. Ja zostałam skazana na Chrisa idącego teraz po mojej
prawej. Żartuje nie jest zły! A wręcz przeciwnie, jest naprawdę dobrym
przyjacielem. Można z nim porozmawiać o wszystkim. Cieszę się, że sie
poznaliśmy.
Ten wyjazd dużo mi dał. Wyciszył mnie i uspokoił, a także
pozwolił przemyśleć na spokojnie parę rzeczy. Choć nie powiem jedna osoba nie
dawała mi spokoju i cały czas chodziła po mojej głowie. Zgadniecie kto? Tak!
Dokładnie! Niall! Nieźli jesteście. Cały czas chodziła mi po głowie nasza
rozmowa. Był w tedy taki inny. Zdecydowanie za spokojny na niego. Nie zostawię
tego tak. Po powrocie nie dam mu żyć. On mi pomógł teraz moja kolej. Naprawdę
jestem mu wdzięczna. Nie zniechęcił się nawet jak byłam wredna. Zaimponował mi.
Z rozmyślań wyrwało mnie szturchniecie w rękę. Czyli
Chris...
-Co ty taka zamyślona? Zakochałaś się?- zaśmiał się, a ja
spaliłam buraka.
-Czekaj ty tak poważnie...?!- nie mam pojęcia czemu się
zarumieniłam, przecież ja nie...
-Nie! Jasne, że nie!- chyba zbyt gwałtowna reakcja...
-Zostawisz mnie dla innego! jak możesz?! ja się pytam?!- teraz
to już się śmiałam
-Nie rób z siebie pajaca- wykrztusiłam, nadal nie przestając
się śmiać.
-W ogóle nie zważasz na moje uczucia- nadal odgrywał tą
scenkę więc postanowiłam, że się włączę.
-Przepraszam o Milordzie jak mogę odkupić swoje winy?
-Wisisz mi kanapkę z nutellą- wyszczerzył się, a ja nie
mogłam się oprzeć i wzniosłam oczy ku niebu.
Czego ja niby mogłam się po nim spodziewać? No więc tak jak
było ustalone, dostał tą kanapkę i wszyscy byli szczęśliwi. To był naprawdę
fajny dzień. Niestety jutro już trzeba wracać, a może stety? W końcu wszystko
się wyjaśni. W Londynie poznamy wszystkie odpowiedzi.
Dzień wyjazdu
-Wszystko zapakowane?
-Zrobiliście jedzenie na drogę?
-Gdzie moja walizka?
-Zgubiłem pana
misia!- chwila co? czy to był jeden z chłopaków? Dobra pomińmy to
ostatnie.
No więc takie jak i
wiele innych i coraz dziwniejszych pytań było słychać przez cały ranek, gdy
próbowaliśmy się zapakować.
Było ciężko, ale jakoś daliśmy radę. O 12.00 zapakowaliśmy
się do samochodu i wyruszyliśmy w drogę powrotną. W samochodzie część spała,
część słuchała muzyki, a reszta gadała. Ja wyglądałam za okno i podziwiałam
widoki. Szczerze mówiąc z każdym kilometrem który przybliżał nas do Londynu,
byłam coraz bardziej zdenerwowana. Wszystko miało się zmienić. Nie wiem czy na
dobre czy na złe. Tego nikt nie wiedział. Miałam tylko nadzieję, że podjęłam
dobrą decyzję. Wszystko okaże się na miejscu. I właśnie w tym momencie
zauważyłam tablicę z napisem Witamy w Londynie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz