5.Nie ma to jak miły początek dnia
AlexiaObudziłam się w salonie na kanapie mojej przyjaciółki.
Musiałyśmy rozmawiać do późna bo nie pamiętam kiedy zasnęłam. Wszystko mnie bolało, ale zagryzłam zęby i podniosłam się z kanapy. Udałam się do kuchni, gdzie moja przyjaciółka już przygotowywała śniadanie.
-O Boże!
Kocham się! Czy ta kawa jest dla mnie?- zapytałam.
-Hahahaha
tak. Bierz śmiało.
-Dziękuje,
dziękuje, dziękuje!!!- wykrzyknęłam. Jeju ale ta kawa była pyszna, ale
oczywiści ktoś musiał mi przeszkodzić, dzwoniąc do drzwi.
-Ej
pójdziesz otworzyć? bo mi się naleśniki spalą.
-Tak jasne.
Swoją drogą ciekawe kto to może być.
-Nie mam
pojęcia.- odpowiedziała.
No dobra to
zobaczmy kto to. Już byłam przy drzwiach i łapałam za klamkę. Gdy otworzyłam,
moje ciśnienie znów skoczyło do niewiarygodnych wielkości.
-Co ty tu
robisz?- wysyczałam.
-Chciałem z
tobą porozmawiać- próbował tłumaczyć Zayn.
-Chcieć to
ty sobie możesz, myślałam, że jasno dałam do zrozumienia, że nie chce cię
widzieć.
-Proszę cię
daj mi szansę, obiecuje, że wszystko naprawię...- prosił.
-Chcesz
naprawić tak?- zapytałam.- A pamiętasz może co mi kiedyś obiecałeś?-
kontynuowałam.- Nie? To ci przypomnę!- nie dawałam mu dojść do głosu.-
Powiedziałeś, że będziesz się mną opiekował. Zawszę! Po co mi takie obietnice
skoro ich nie dotrzymujesz. Jeżeli ta jest taka jak poprzednia to po prostu
zostaw mnie w spokoju. Nie chce powtórki z rozrywki.- teraz mówiłam już
spokojnie, ale dało się wyczuć żal w moim głosie.- A teraz żegnam.
Chciałam
zamknąć drzwi, ale uniemożliwiła mi to noga Zayna oparta na framudze. Znów
chciał coś powiedzieć, próbowałam mu przerwać, ale za szybko mówił.
-Proszę cię
porozmawiajmy na spokojnie, tylko o to proszę.- patrzył na mnie tak błagalnym
wzrokiem, że nie mogłam odmowić.
-No dobra
mów...
-Dzięki.
Bardzo zależy mi na tobie i nie chce aby tak między nami było. Chciałem...-
przerwał mu dzwoniący telefon.- Przepraszam, muszę odebrać- oddalił się trochę
i zaczął rozmawiać.
Stwierdziłam,
że tego już za wiele. Najpierw chce rozmowy, a potem mnie olewa. Mam go dość!
Gdy już zdecydował się wrócić, trzasnęłam mu drzwiami przed nosem. Zdenerwowana
poszłam do kuchni.
-Kto to
był?- zapytała Leah.- Wyglądasz jakbyś miała zaraz coś rozwalić.
-Otóż był to
niejaki Zayn.
-O nie...
-O tak!
-I co zrobiłaś?-
zapytała.
-Powiedziałam
co myślę i trzasnęłam drzwiami.
-Nawet nie
posłuchałaś co ma do powiedzenia?- zdziwiła się.
-Próbowałam,
ale zadzwonił mu telefon, a on zamiast powiedzieć temu komuś, że teraz nie
może, zaczął z nim konwersować w najlepsze. Wtedy już nie wytrzymałam.-
odpowiedziałam.
-Rozumiem. A
powiedział chociaż cokolwiek?
-Tak, mówił
coś o tym żeby było tak jak dawniej.- przedrzeźniałam go.
-On jest
śmieszny. Po tym co zrobił?- ona zawsze mnie rozumiała, tak było i w tym
wypadku.
-Dokładnie!
-Dobra dajmy
już temu spokój bo znów się zdenerwujesz.- zaczęła się śmiać.
-Tez tak
myślę.- zawtórowałam jej.
-To co?
Jemy?
-Ty się
jeszcze pytasz? Dobrze wiesz, że jedzenie i ja to najlepsi przyjaciele.
-Jak bym
mogła zapomnieć.
I w jednym momencie obie zaczęłyśmy się tak śmiać, że
pospadałyśmy z krzeseł.
Zayn
Czuje się
jak ostatni kretyn. Czemu? Bo zawiodłem moją siostrę, a przecież
obiecałem...Muszę coś zrobić. Jakoś ją do siebie przekonać. Może wezmę ją do
siebie na parę dni? To chyba dobry pomysł. Pogadam z rodzicami i spytam co o
tym sądzą.
Skierowałem
się do domu. Po 10 min. już tam byłem. Zacząłem szukać mamy i tak jak myślałem
znalazłem ją w kuchni.
-Hej mamo,
już jestem.- odezwałem się aby zwrócić jej uwagę.
-O...hej
synku i jak poszło?- zapytała.
-Raczej
beznadziejnie, ale wpadłem na pewien pomysł...
-No to mów!
-Myślałem,
żeby zabrać ją do siebie na jakiś czas, miałbym wtedy czas aby wszystko
naprawić...
-Oj
Zayn...To ty nie wiesz...- zmartwiła się.
-A co mam
wiedzieć?- przestraszyłem się.
-No bo
Alexia za 2 dni wyjeżdża.
-Ale jak to?
Gdzie? Po co? Czym? i dlaczego nic nie mówiła?- zasypywałem ją pytaniami.
-Tak to! Do
Londynu, żeby się uczyć, samochodem i mówiła, a przynajmniej pisała w
mailach...których ty nie czytałeś.- odpowiedziała.
-...Jestem beznadziejnym
bratem...- po tych słowach spuściłem głowę i wpatrywałem się w swoje buty.
Nagle stały się bardzo interesujące. W pewnym momencie poczułem ręce oplatające
moje ramiona i przyjemne ciepło.
-Nie, tylko
po prostu się pogubiłeś...- próbowała mnie pocieszyć.
-Dzięki
mamo.- naprawdę byłem jej wdzięczny, że stara się mnie pocieszyć i pomóc.
-Nie ma
sprawy, zawsze możesz na mnie liczyć.- zapewniła.
Cóż, w takim
razie Malik musisz się bardziej postarać...Nie odpuszczę tak łatwo i nie zrezygnuje
z niej znowu, nie mam zamiaru popełnić tego samego błędu...W takim razie trzeba
się zebrać do kupy i wymyślić jakiś dobry plan. Przekonam ją do siebie, nie dam
jej uciec. Tym razem zajmę się nią tak jak powinienem.
No witam ;D mam nadzieję, że historia was zaciekawiła i jeżeli ktoś to czyta to bardzo ładnie proszę o komentarze ;)
CATh
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz