niedziela, stycznia 6

5.Nie ma to jak miły początek dnia                  

Alexia                                                                     

Obudziłam się w salonie na kanapie mojej przyjaciółki.
Musiałyśmy rozmawiać do późna bo nie pamiętam kiedy zasnęłam. Wszystko mnie bolało, ale zagryzłam zęby i podniosłam się z kanapy. Udałam się do kuchni, gdzie moja przyjaciółka już przygotowywała śniadanie.
-O Boże! Kocham się! Czy ta kawa jest dla mnie?- zapytałam.
-Hahahaha tak. Bierz śmiało.
-Dziękuje, dziękuje, dziękuje!!!- wykrzyknęłam. Jeju ale ta kawa była pyszna, ale oczywiści ktoś musiał mi przeszkodzić, dzwoniąc do drzwi.
-Ej pójdziesz otworzyć? bo mi się naleśniki spalą.
-Tak jasne. Swoją drogą ciekawe kto to może być.
-Nie mam pojęcia.- odpowiedziała.
No dobra to zobaczmy kto to. Już byłam przy drzwiach i łapałam za klamkę. Gdy otworzyłam, moje ciśnienie znów skoczyło do niewiarygodnych wielkości.
-Co ty tu robisz?- wysyczałam.
-Chciałem z tobą porozmawiać- próbował tłumaczyć Zayn.
-Chcieć to ty sobie możesz, myślałam, że jasno dałam do zrozumienia, że nie chce cię widzieć.
-Proszę cię daj mi szansę, obiecuje, że wszystko naprawię...- prosił.
-Chcesz naprawić tak?- zapytałam.- A pamiętasz może co mi kiedyś obiecałeś?- kontynuowałam.- Nie? To ci przypomnę!- nie dawałam mu dojść do głosu.- Powiedziałeś, że będziesz się mną opiekował. Zawszę! Po co mi takie obietnice skoro ich nie dotrzymujesz. Jeżeli ta jest taka jak poprzednia to po prostu zostaw mnie w spokoju. Nie chce powtórki z rozrywki.- teraz mówiłam już spokojnie, ale dało się wyczuć żal w moim głosie.- A teraz żegnam.
Chciałam zamknąć drzwi, ale uniemożliwiła mi to noga Zayna oparta na framudze. Znów chciał coś powiedzieć, próbowałam mu przerwać, ale za szybko mówił.
-Proszę cię porozmawiajmy na spokojnie, tylko o to proszę.- patrzył na mnie tak błagalnym wzrokiem, że nie mogłam odmowić.
-No dobra mów...
-Dzięki. Bardzo zależy mi na tobie i nie chce aby tak między nami było. Chciałem...- przerwał mu dzwoniący telefon.- Przepraszam, muszę odebrać- oddalił się trochę i zaczął rozmawiać.
Stwierdziłam, że tego już za wiele. Najpierw chce rozmowy, a potem mnie olewa. Mam go dość! Gdy już zdecydował się wrócić, trzasnęłam mu drzwiami przed nosem. Zdenerwowana poszłam do kuchni.
-Kto to był?- zapytała Leah.- Wyglądasz jakbyś miała zaraz coś rozwalić.
-Otóż był to niejaki Zayn.
-O nie...
-O tak!
-I co zrobiłaś?- zapytała.
-Powiedziałam co myślę i trzasnęłam drzwiami.
-Nawet nie posłuchałaś co ma do powiedzenia?- zdziwiła się.
-Próbowałam, ale zadzwonił mu telefon, a on zamiast powiedzieć temu komuś, że teraz nie może, zaczął z nim konwersować w najlepsze. Wtedy już nie wytrzymałam.- odpowiedziałam.
-Rozumiem. A powiedział chociaż cokolwiek?
-Tak, mówił coś o tym żeby było tak jak dawniej.- przedrzeźniałam go.
-On jest śmieszny. Po tym co zrobił?- ona zawsze mnie rozumiała, tak było i w tym wypadku.
-Dokładnie!
-Dobra dajmy już temu spokój bo znów się zdenerwujesz.- zaczęła się śmiać.
-Tez tak myślę.- zawtórowałam jej.
-To co? Jemy?
-Ty się jeszcze pytasz? Dobrze wiesz, że jedzenie i ja to najlepsi przyjaciele.
-Jak bym mogła zapomnieć.
I w jednym momencie obie zaczęłyśmy się tak śmiać, że pospadałyśmy z krzeseł.

Zayn

Czuje się jak ostatni kretyn. Czemu? Bo zawiodłem moją siostrę, a przecież obiecałem...Muszę coś zrobić. Jakoś ją do siebie przekonać. Może wezmę ją do siebie na parę dni? To chyba dobry pomysł. Pogadam z rodzicami i spytam co o tym sądzą.
Skierowałem się do domu. Po 10 min. już tam byłem. Zacząłem szukać mamy i tak jak myślałem znalazłem ją w kuchni.
-Hej mamo, już jestem.- odezwałem się aby zwrócić jej uwagę.
-O...hej synku i jak poszło?- zapytała.
-Raczej beznadziejnie, ale wpadłem na pewien pomysł...
-No to mów!
-Myślałem, żeby zabrać ją do siebie na jakiś czas, miałbym wtedy czas aby wszystko naprawić...
-Oj Zayn...To ty nie wiesz...- zmartwiła się.
-A co mam wiedzieć?- przestraszyłem się.
-No bo Alexia za 2 dni wyjeżdża.
-Ale jak to? Gdzie? Po co? Czym? i dlaczego nic nie mówiła?- zasypywałem ją pytaniami.
-Tak to! Do Londynu, żeby się uczyć, samochodem i mówiła, a przynajmniej pisała w mailach...których ty nie czytałeś.- odpowiedziała.
-...Jestem beznadziejnym bratem...- po tych słowach spuściłem głowę i wpatrywałem się w swoje buty. Nagle stały się bardzo interesujące. W pewnym momencie poczułem ręce oplatające moje ramiona i przyjemne ciepło.
-Nie, tylko po prostu się pogubiłeś...- próbowała mnie pocieszyć.
-Dzięki mamo.- naprawdę byłem jej wdzięczny, że stara się mnie pocieszyć i pomóc.
-Nie ma sprawy, zawsze możesz na mnie liczyć.- zapewniła.
Cóż, w takim razie Malik musisz się bardziej postarać...Nie odpuszczę tak łatwo i nie zrezygnuje z niej znowu, nie mam zamiaru popełnić tego samego błędu...W takim razie trzeba się zebrać do kupy i wymyślić jakiś dobry plan. Przekonam ją do siebie, nie dam jej uciec. Tym razem zajmę się nią tak jak powinienem.



No witam ;D mam nadzieję, że historia was zaciekawiła i jeżeli ktoś to czyta to bardzo ładnie proszę o komentarze ;) 
                                                                                                                    CATh

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz